sobota, 8 października 2016

Historie z Michaelem #3 ♥♥

2 dni przed moimi urodzinami... Tata powiedział, że mamy się spakować, bo wyjeżdżamy do Warszawy. Nie wiedziałam o co chodzi, ale w sumie wyjazd, czemu by nie? 
Następnego dnia wyjechaliśmy. Pytałam się rodziców o co z tym wszystkim chodzi, ale nie chcieli mi powiedzieć...
Dzień moich urodzin,,, Dostałam prezenty, życzenia itp. Po godz. 17 tata poszedł ze mną na Lotnisko w Bemowie. Zobaczyłam tam wielkie plakaty z Michaelem i w tle leciały jego piosenki. Po 17.30 już wiedziałam. Tata kupił nam bilety na koncert Michaela Jacksona, a co najlepsze, byliśmy w pierwszym rzędzie. Myślałam, że zaraz zemdleję. Po paru piosenkach nastąpiła jednak długa przerwa, ponieważ dzieci śpiewające wraz z Michaelem piosenkę "Heal the world" nie przyjadą. Piosenkarz zestresowany i cały oblany potem zauważył, iż na widowni jest całkiem spora grupka dzieci. Na początku spojrzał na mnie, złapał mnie za rękę i zaprowadził za kulisy. Gdy zebrał całkiem dużą gromadę, wyjaśnił o co chodzi. Byłam taka poddenerwowana, że na początku nie chciałam, ale zdałam sb sprawę, że to jedyna taka okazja, by być z Królem Popu na jednej scenie. I w końcu dałam się namówić... 
Piosenka "Heal the world". My, dzieci. Trzymałam Michaela za rękę na scenie, byłam blisko niego, to uczucie sprawiło, że nie stresowałam się ani trochę. Śpiewaliśmy chórki. Tata był ze mnie dumny, a nawet mi zazdrościł. Po piosence Mike wziął nas znowu za kulisy i podarował nam podpisane przez niego kapelusze i wstęp do Neverland dla całej rodziny, zrobił sobie z nami zdjęcie, przytulił i podziękował. Rozeszliśmy się do rodziców.
Dalej słuchaliśmy reszty koncertu...
Zdjęcie zawisło u mnie na ścianie, chcę, aby przypominało mi tą chwilę... Chwilę, której nie zapomnę do końca swojego życia...

czwartek, 6 października 2016

Historie z Michaelem ♥ #2

Na wstępie chcę Was przeprosić za to, że przez taki długi czas nie było wpisów. Niestety zaczęła się szkoła i czas na pisanie troszkę się skrócił. 

Myślałam, że... to będzie tylko zwykły dzień... Wyszłam na podwórko. Nie mogłam się skupić, gdyż słyszałam straszne krzyki "Michael Jackson, Michael Jackson dziki, sp....j do afryki". Byłam tak zszokowana, że pobiegłam w stronę tego hałasu, gdy doszłam w miejsce tego bezsensownego czepiania się o nic, byłam zdruzgotana, zadałam sobie pytanie "Przed szpitalem takie manifestacje!?" Były plakaty z przekreślonymi zdjęciami Michaela, obraźliwe obelgi, przekleństwa. To było dla mnie takie straszne, że aż się popłakałam i krzyknęłam "Ja tego tak nie zostawię". Z początku myślałam, że znowu wyszła krążąca po całym internecie jakaś plota, ale nie... Okazało się, że Michael był u mnie w mieście, a konkretnie w szpitalu. Chciał umilić dzieciom czas spędzony na leczeniu i rozdał zabawki, pośpiewał z nimi i co? Był obrażany... Byłam taka wściekła, że napisałam na grupie, aby inni Moonwalkers przyjechali do Radomska i jakoś temu zapobiegniemy. Myślałam, że pod budynek przyjdzie max 4 osoby, a tam całkiem duża grupa osób. Postanowiliśmy, że przepchamy się przez ten tłum manifestujących i zaśpiewamy im "They don't care about us". I tak też się stało. Nie zdawaliśmy sobie tylko sprawy, że... Michael widzi tę sytuację. Gdy skończyliśmy tłum ucichł. Za nami pojawił się nasz idol. Przytulił każdego z osobna, a szczególnie mnie, że... pomogłam mu, nie patrzyłam na to obojętnie. Wykrzyczał "Thank you. I love you so so much my Soldiers of Love". Zrobił sobie z nami zdjęcie i niestety musiał już jechać. Tłum manifestujących był tak zdziwiony naszym zachowaniem, że każdy z tych osób rzuciło to wszystko. Zaczęli być brawa i poszli...
Zdjęcie zawisło u mnie na ścianie... Byłam dumna z nas wszystkich, ciekawiło mnie jak Michael musiał się czuć, gdy nie przeszliśmy obok takich obelg obojętnie... 
Zrobiliśmy to z miłości do niego ♥